Krzyk, nie szyk
Kilka dni temu świat mody obiegła elektryzująca wiadomość. Grupa Armani ogłosiła, że rezygnuje z używania naturalnych futer w swoich kolekcjach. Informacja, która pojawiła się na stronie firmy, została przedrukowana nie tylko przez największe tytuły modowe, ale także przez wszelkiego typu organizacje walczące o prawa zwierząt i poczytne media, jak np. The Guardian. Siła rażenia tej informacji jest niebywała – zwróciło to moją uwagę, bo znam wiele małych firm odzieżowych, które komunikują, że sprzeciwiają się wykorzystywaniu skór i futer w swoich kolekcjach, ale nigdy jeszcze nie widziałam, żeby wywołało to taką medialną reakcję. Oczywiście zdaję sobie sprawę z potęgi marki – tą decyzją Armani na pewno zyskał nowych zwolenników i lojalnych klientów. Wystarczy spojrzeć na komentarze zachwyconych tą wiadomością followersów w mediach społecznościowych.
Zanim zaczęłam myśleć o tym wpisie postanowiłam dowiedzieć się jak wygląda produkcja futer. Myślę, że podobnie jak u większości z Was moja wiedza była dość powierzchowna – wiedziałam, że przemysł futrzarski wiąże się z bezsensownym cierpieniem. I tyle. Ale wystarczyło kilka chwil z filmami organizacji PETA, kilka zdjęć z obdartymi ze skóry zwierzętami, by przekonać się o przybierającym niewyobrażalne rozmiary okrucieństwie. Z materiałów nagrywanych ukrytą kamerą dowiadujemy się, że skóry/ futra czasem żywcem zdzierane są z przerażonych zwierząt – potem następuje powolne konanie w trudnym do wyobrażenia cierpieniu, innym fundowane jest duszenie i/lub rażenie prądem – więcej nie dałam rady obejrzeć.
Organizacje domagające się respektowania praw zwierząt nie tylko walczą ze sposobem uśmiercania zwierząt. Aktywiści buntują się także przeciwko temu, w jaki sposób zwierzęta są traktowane. Aż trudno uwierzyć, że ich gehenna zaczęła się na przełomie XVIII i XIX wieku i trwa do dziś. Wtedy w odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie rozwijającego się przemysłu futrzarskiego zaczęto więzić zwierzęta w klatkach. Ich wolność ograniczono do absolutnego minimum, a życie sprowadzono do biernego, stacjonarnego egzystowania i oczekiwania na śmierć – wszystko w imię mody. Wyobrażacie sobie jakie tortury psychiczne i fizyczne przeżywa zwierzę, które w naturze przemieszcza się i zamieszkuje obszar odpowiadający 5 km2 (jak np. lisy), a nagle zamknięte jest w klatce o powierzchni 1 metra2? Bardzo często zdarza się, że ściśnięte jak przysłowiowe sardynki, zwierzęta samookaleczają się, uśmiercają swoje młode, są zainfekowane pasożytami, nękane rozmaitymi chorobami, stają się apatyczne, nie reagują na bodźce.
Można byłoby przypuszczać, że jedną z zalet tego okrutnego procederu jest to, że produkcja futer naturalnych jest przynajmniej przyjazna środowisku. W końcu to NATURALNE futra. Ale niestety, tak też nie jest. Przetrzymywanie w jednym miejscu tak dużej liczby zwierząt nie pozostaje obojętne dla najbliższego otoczenia. Każda osoba, która miała okazję znaleźć się kilkaset metrów od jednej z 800 funkcjonujących w Polsce ferm lisów i norek wie o czym piszę. Odchody z ferm przemysłowych trafiają do lokalnych ekosystemów i wód gruntowych, a wysokie stężenie fosforu i metanu unicestwia wszelkie życie w rzekach i jeziorach. W Stanach Zjednoczonych już na początku lat 90-tych zdarzały się miliardowe kary nałożone na fermy futrzarskie za skażenie środowiska. Według badań zespołu inżynierów z Scientifc Research Laboratory at Ford Motor Company „na wyprodukowanie jednego futra naturalnego potrzeba zużyć 66 razy więcej energii niż na wyprodukowanie takiego samego, lecz syntetycznego” (M. Płonka:72) Do tego dochodzi jeszcze proces obróbki futer, który nie ma już nic wspólnego z tradycyjnym sposobem obrabiania skór (za pomocą wody, wysokiej temperatury, soli i słońca). W farbiarniach stosuje się silne, toksyczne środki chemicznie, przez które futra naturalne już nigdy więcej nie są naturalne…
Fermy futrzarskie są zlokalizowane głównie w Europie i od kilku lat także w Chinach. Jak myślicie, które charakteryzują się większym okrucieństwem? Czy tam, gdzie występują duże problemy nawet z przestrzeganiem praw człowieka, czy w krajach gdzie bardzo dużo mówi się o etyce i eksponuje wrażliwość na cierpienie żywych istot i obowiązuje konkretne prawo chroniące zwierzęta? Niestety, śledztwa aktywistów wykazują, że nie ma różnicy. Z raportu „CENA FUTRA Rzeczywistość polskich ferm futrzarskich” przygotowanego przez Stowarzyszenie Otwarte Klatki, dowiadujemy się, że w niektórych krajach (Wielka Brytania, Austria, Chorwacja i Bośnia i Hercegowina) obowiązuje całkowity zakaz hodowli zwierząt na futra, a w innych (Holandia, Niemcy, Szwajcaria czy Włochy) obowiązują tak restrykcyjne przepisy, że hodowla staje się nieopłacalna. Efekt jest taki, że fermy przenoszone są tam, gdzie przepisy nie są ani restrykcyjne ani specjalnie przestrzegane. m.in do Polski.
Coraz liczniejsze organizacje pozarządowe od lat aktywnie działają na rzecz przestrzegania praw zwierząt oraz uświadamiania i uwrażliwienia konsumentów. Jedna z największych tego typu NGO to PETA (People for Ethical Treatment for Animals), która znana jest z najbardziej spektakularnych kampanii wymierzonych nie tylko przeciwko firmom odzieżowym ale także przeciw fast foodom. W Polsce prężnie działa na przykład Stowarzyszenie Otwarte Klatki, angażujące coraz więcej osób popierających ich działania. Na stronie Stowarzyszenia znajdziecie informacje o kampaniach, materiały edukacyjne, raporty. Zdecydowane, wieloletnie działania takich organizacji, ich determinacja oraz niestrudzony wysiłek doprowadzają do takich decyzji, jaką kilka dni temu podjął zarząd Grupy Armani. Biorąc pod uwagę rangę marki, można się spodziewać, że to trzęsienie ziemi w świecie mody, pociągnie za sobą reakcje kolejnych marek. Bo choć od specjalistów ds. komunikacji firmy dowiemy się, że rezygnacja z futer wpisuje się w stanowisko firmy wobec ochrony środowiska i zwierząt, to jednak skłaniam się ku tezie, że jest to reakcja na coraz bardziej wyraźnie zmieniające się oczekiwania świadomych konsumentów, którzy twierdzą, że w ich świecie noszenie futer jest po prostu NIEMODNE.
Źródło: M. Płonka, Etyka w Modzie, czyli CSR w przemyśle odzieżowym, MSKPU, 2013, s 66-74, „Raport CENA FUTRA. Rzeczywistość polskich ferm futrzarskich” – Stowarzyszenie Otwarte Klatki, Filmy PETA
Cieszę się, że poruszyłaś ten temat. Nie przebija się on niestety zbyt często do mediów czy szerszej debaty 🙁 Miałam możliwość dowiedzieć się więcej o produkcji futrzarskiej na studiach i od tego czasu jestem jej przeciwniczką. To co się dzieje na fermach przechodzi ludzkie pojęcie i nie ma nic wspólnego z zasadami dobrostanu zwierząt, mam nadzieje, że rozwój przemysłu i tworzenie coraz bliższych futrom materiałów przyniesie zamknięcie tych koszmarnych farm na dobre.
Na pocieszenie możesz poczytać o tym co się dzieje gdy zamiast na futra selekcjonuje się liski pod kątem ich łagodności 🙂
http://www.nie-taki-pies.pl/jak-w-50-lat-z-lisa-zrobiona-psa/
dzięki za ten komentarz 🙂 szczerze mówiąc, otworzyłam dopiero szeroko oczy kiedy przygotowywałam ten teks. i przyznam, że leży odłogiem tekst, który mam mówić o alternatywie dla skór. nie jest to jeszcze powszechne, wiem, ale wierzę że z czasem coraz więcej konsumentów zacznie dopytywać, drążyć, czytać, selekcjonować, lub zwyczajnie uważniej kupować :)pozdrawiam m.
ja czekam na alternatywe dla skor z grzybow i z lisci ananasa! widzialam filmiki,kore mnie bardzo zaintrygowaly!
Skóry i futra eko są już bardzo dobre jakościowo, dlatego tym bardziej kupowanie naturalnych jest niepojęte…o czym świadczy? Jedynie o głupocie lub jeśli jest to świadome – o braku empatii…